wtorek, 21 lutego 2012

Rozdział VII ♥

O 9:00 obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na wyświetlacz.
"Majka"- przeczytałam przymykając jedno oko.  Podniosłam telefon do ucha, nacisnęłam zieloną słuchawkę i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź zaczęłam:
-Za co? Ja się pytam za co ty mnie tak katujesz ? Kto normalny wstaje o tej porze i to w  WAKACJE!
-Ogarnij. Mama kazała mi cię obudzić, żeby nie było wtopy jak przyjedzie z Mikołajem po ciebie.
-Jakiej wtopy?
-No, ze jeszcze będziesz spać. A u ciebie to chyba normalna przypadłość. Syndrom Wiecznego snu.
-Weź mnie nie dobijaj. Ale ok. Muszę się ogarnąć.
-No ja myślę- powiedziała po czym zakończyła połączenie.
Leniwym krokiem zwlekłam się z łóżka. Włożyłam do torby ładowarkę, resztki słodyczy, które leżały na szafce, jakąś koszulkę i pozostałe rzeczy. Nagle do mojej sali wszedł doktor Nowacki.
-O dzień dobry pani Zuzanno. -przywitał się grzecznie.
-Dzień dobry, ależ jakaż pani. Po prostu Zuzka.-powiedziałam z uśmiechem.
-A więc "po prostu Zuzka" -rzekł po czym się zaśmiał.- Badania są w porządku, jest pani..znaczy jesteś zdrowa jak ryba.
-No a jakby inaczej.
- Dobrze to ja już panience nie przeszkadzam, ale miałbym prośbę.
-Tak ?
-Bo zauważyłem, że dogadujesz się z tym chłopakiem z 7.
-Z Filipem?
-No właśnie.
-A o co dokładnie chodzi?
-Jest on trochę trudnym młodzieńcem.Mianowicie  buntuje się i nie chce przyjmować leków. Mógłbym cię prosić abyś przemówiła mu do rozumu. Znaczy, spróbowała.
-Dobrze, zobaczę co da się zrobić.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie i razem z lekarzem wyszłam z sali. On w kierunku swojego gabinetu, a ja? Tak jak obiecałam prosto do sali nr. 7.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam chłopaka siedzącego po turecku na łóżku, który właśnie składał samolociki z papieru i wyrzucał je przez okno. Był niesamowity. Miał 16 lat, a nadal zabawa kartką papieru dawała mu tyle radości co w przedszkolu. Parząc na jego oczy przepełnione radością, i szczery uśmiech zadałam sobie pytanie, czy ja też umiem się bawić tak jak kiedyś? Tak jak wtedy gdy internet był tajnym wynalazkiem NASA do wyszukiwania kosmitów,a telefon bez kabla- najzwyczajniej w świecie nie działał. Gdy myślałam, że bankomat produkuje pieniądze i rozdaje je ludziom, którzy ich nie mają, oraz, że wierzyłam, że Myszka Mickey i Minnie istnieją. Kiedy nie zwracałam uwagi i nie miałam żadnych skojarzeń kiedy Kaczor Donald chodził bez spodni. Brakuje mi tych dni. Tych BEZPROBLEMOWYCH dni, w których liczyła się tylko dobra zabawa, kiedy nie istniała przeszłość ani przyszłość. Liczyła się tylko teraźniejszość. Tylko to co jest teraz.  Kiedy nie musiałam ostrożnie stawiać swoich kroków, myśląc jaki to wpłynie na przyszłość.  Chyba się starzeję zauważyłam, że coraz częściej wracam do przeszłości.  Do czasów dzieciństwa. Muszę się ogarnąć. Nie jestem stara, i nie mogę z siebie robić dorosłej. Jeszcze mogę się zachowywać jak dziecko-przecież nadal nim jestem. Jak pomyślałam tak ,też postanowiłam realizować moje postanowienie.  Pewnym krokiem weszłam do sali, usiadłam na łóżku obok Filipa, chwyciłam w dłoń jeden z samolocików i puściłam go przez okno.
-Ej zrób sobie.-usłyszałam głos chłopaka.
-Nie umiem-powiedziałam po czym chwyciłam kolejny samolot, który powędrował przez okno.
-Jak można nie umieć. To takie banalne. -rzekł z szerokim uśmiechem na ryjcu.
-Dla ciebie, ja jakoś nigdy tego nie składałam.
-Oh ty bidulo, nie wiesz co straciłaś.Chodź nauczę cię. -odpowiedział po czym wyciągnął dwie kartki z bloku z pomarańczowej teczki.
-Co tam masz?- zapytałam zaciekawiona.
-A takie bazgroły i kartki na samolociki.
-Mogę zobaczyć. ?
-Nie.-powiedział i wystawił mi swój długi jęzor.
-Osz ty!- rzekłam po czym się na niego rzuciłam.
Gilgotał mnie, a ja starałam się mu wyrwać teczkę. Śmiałam się tak, że zaczynał mnie boleć brzuch i nie mogłam złapać oddechu. W końcu w me ręce dostała się upragniona teczka.
-O tak! -wykrzyczałam w twarz Filipowi.
-Ee..nie masz co sie cieszyć,  tam nie ma nic ciekawego.
"Nic ciekawego" przeleciało mi przez głowę. "Taa jasne"-pomyślałam w duchu.
Otworzyłam teczkę i moim oczom ukazały się genialne rysunki.Dokładnie przyglądałam się każdemu arcydziele. Nie mogłam uwierzyć, że takie cuda powstają dzięki ołówkowi.
-Bazgroły ?-zapytałam z ironiom.
-Tak, mówiłem, że to nic wielkiego.
-Koleś rysujesz tak niesamowicie, że ja aż oczom nie wierzę, ale masz talent!
-Nie przesadzajmy, to tylko parę kresek.
- Parę genialnych,wyśmienitych,niesamowitych kresek!
-No weź się już tak nie podniecaj.
-Za późno. Już wiem kto będzie mi robił prace na plastykę.-powiedziałam z uśmieszkiem.
-Ta chciałabyś.-rzekł po czym zaśmiał się- Dobra wróćmy do tych samolotów.
-Nie mogę. Zasiedziałam sie, a zaraz mama po mnie wpadnie.
-Szkoda, ale i tak dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas.
-Nie ma za co. I tak się widzimy potem?
-No jasne.
-A zapomniałabym. :MASZ ZAŻYWAĆ LEKARSTWA.!-powiedziałam stanowczym głosem.
-Kolejna..-powiedział zrezygnowanym głosem.
-Ej miałeś wstrząs mózgu. Proszę zażywaj lekarstwa.-rzekłam błagalnym głosem.
-Po co? One i tak mi nie pomagają.
-Możesz to zrobić? Dla mnie ?Dla lekarzy? Dla  twojej mamy?
-Mogę, ale robię to tylko ze względu na ciebie.
-O czym sobie zasłużyłam na takie wyróżnienie ?
-Sam nie wiem, to chyba przez te twoje ogromne,brązowe, przepiękne oczy. -rzekł spuszczając wzrok.
-Przestań, bo zacznę się rumienić.
-Nie możliwością jest, aby taka dziewczyna nie była przyzwyczajona do komplementów.
-Nie przesadzaj, bo sobie pójdę. O właśnie, muszę lecieć.
-Skoro musisz.-powiedział ze smutną miną.
-Nie smutaj.-powiedziałam dziecinnym głosikiem.
-Postalam się-usłyszałam w odpowiedzi.
Pomachał ręką i wyszłam z sali.
Szłam przyśpieszonym krokiem w stronę sali nr. 10.  Na miejscu spotkałam Mikołaja.
-Gdzie ty byłaś ?-usłyszałam głos przyjaciela.
-U znajomego., a gdzie mama?
-Poszła do doktora pozałatwiać tam wszystkie sprawy.
-A no to dobrze.
-Zuzka, posłuchaj. Przepraszam, za to co mówiłem przez telefon.
-Ej, nie ma sprawy! Rozumiem cię, nerwy i tak dalej. Nie przejmuj się.-rzekłam z uśmiechem.
-Ciesze się.Nawet nie wiesz jak bardzo.
Mikołaj się do mnie przytulił. Normalna rzecz, byliśmy przyjaciółmi.
-Brakowało mi cię.- szepnął mi do ucha.
-Nie było mnie 2 dni.
-Ja nie mówię o tych dwóch dniach, ale o trzech latach. -powiedział po czym spojrzał mi głęboko w oczy.
Staliśmy tak wpatrzeni w siebie, tak blisko,że czułam jego oddech na moich policzkach. Widziałam jak centymetry odległości między nami zamieniały się w milimetry. Serce zaczęło szybciej mi bić, a  Mikołaj miał swe usta zaraz obok moich. Wiedziałam co się zaraz stanie.


 ______________________________________________________
Przepraszam za błędy, ale niezbyt chciało mi się poprawiać.
Mam nadzieję, że was nie zanudzę i do zobaczyszka.!
Narazicho.
/Dziękuję Syśce!
Inspirujesz mnie, wiesz.?/

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

wiem , że cie inspiruje.<3
Cudownie piszesz . :D


Syśka.

smiley.loove pisze...

super rozdział :D
jestem ciekawa co bedzie dalej o.O
wbijj do mnie :D:D

Anonimowy pisze...

To jest MEGA ! Super piszesz, czekam na następny rozdział. ; ]]