wtorek, 31 stycznia 2012

Rozdział IV ♥

-Głupku nie płacz, przecież żyję. -powiedziałam do Klary łapiąc ją za rękę.
-Wiem, ale to moja wina ,że..twoja głowa..że krew..ból..CHOLERNY kamień.-zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Ehh..czyli jak mniemam to sprawka mojej córusi.-rzekła pani Ewa- Co ja z tobą mam.
-Przepraszam. -rzekła Klara.
-Dobra, potem sobie wszystko powyjaśniacie.teraz musimy jechać do szpitala i zszyć głowę.-powiedział po czym przyłożyła mi mokry ręcznik w tył głowy. -przytrzymaj sobie, a ja zadzwonię do twojej mamy.
-ZSZYĆ ?! O boże, tylko nie to.-zaczęła histeryzować
-Klara uspokój się.!Wszystko będzie dobrze. Założą mi tylko parę szwów- starałam się uspokoić przyjaciółkę.
-Tak parę szwów, to i tak nie zmienia faktu, że to przeze mnie- obwiniała się.
-Możesz już skończyć ? Stało się to co się stało i nikt Cię za to nie wini. -powiedziałam.
Można było wychwycić u niej mały uśmiech, widać było, że się uspokajała.
-Dziewczyny możemy już jechać?-krzyknęła mama Klary z dołu.
-Takk już idziemy -odpowiedziałyśmy prawie jednogłośnie.
Do szpitala przejechałyśmy 30min. w ciszy.  Pół godziny wewnętrznej katorgi. Nienawidzę momentu ,gdy zostaje sam na sam z moimi myślami. Potrafią one rozszarpać najmniejszą cząstkę mnie. Zmuszają mnie do przemyśleń, na temat tego co robię, co czuję, na temat tego kim byłam, kim jestem i kim się staję. Najgorsze jednak jest to, że przez moją głowę przebiega tak wiele pytań na , które nie umiem odpowiedzieć. To cholerne uczucie niewiedzy i bezsilności doprowadza mnie niekiedy do obłędu.
-Jesteśmy- powiedziała pani Ewa przerywając moją zadumę.
Wysiadłam z samochodu po czym Klara chwyciła mnie pod rękę. Wchodząc do szpitala poczułam się jak w...w sumie nie wiem jak to nazwać. Było tak biało i jasno. Taka martwa przestrzeń i do tego ten chemiczny zapach. Mieliśmy jechać windą na piętnaste piętro, ale niestety winda była zepsuta. Musieliśmy pokonać ogromne schody na piechotę. Stopnie wlekły się w nieskończoność. W pewnym momencie zakręciło mi się w głowie i zapadła ciemność. Przerażająca pustka, a zarazem błogie uczucie. Nie istniały żadne problemy, zmartwienia, czas przestał istnieć, zostałam tylko ja i nieznana otchłań. Nagle moja wyimaginowana przestrzeń zaczęła się sypać.  Powoli zaczęłam otwierać oczy. Otworzyłam je całkowicie po czym błyskawicznie je zamknęłam. Światło padające wprost na mnie było niesamowicie mocne, co utrudniało mi widzenie. Przewróciłam się na bok po czym znowu starałam się cokolwiek zobaczyć. Mój wzrok skierowałam na moją rękę. Miałam jakieś kable poprzypinane do żyły w nadgarstku. Zdezorientowana podniosłam wzrok do góry. Zobaczyłam tam Klarę i moją mamę.
-Oh. Zuza! -wykrzyknęła Klara- Jak dobrze, że nic ci nie jest- powiedziała po czym wtuliła się we mnie.
-No, a co niby miało by mi być?
-Sama nie wiem, ale strasznie się bałam. Pierwsze ta głowa, a potem to, że zemdlałaś..Nie rób mi tak więcej!
-Zemdlałam ?
-Tak, a co niewyraźnie mówię. ? Dwie godziny leżałaś jak martwa. Już myślałam, że cię zabiłam, ale doktor powiedział, ze to przez to, że dużo krwi straciłaś-wyjaśniła
W tym momencie dotknęłam tył mojej głowy.
-Już zszyta- powiedziała mama łapiąc mnie za rękę.
-Czyli co ? Jedziemy do domu ?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź poprosiłam- Podacie mi trampki.
-O nie,nie młoda panno! Ty zostajesz tu dwa dni na obserwacji. - zaprotestowała mama
-Proszę was! Sama tutaj.Weźcie mnie do domu.-poprosiłam.
-Niestety musisz wycierpieć. A jeśli chodzi o to ze sama tu zostajesz, to obiecuje ,ze tu nie straszy.-zażartowała mama.
-Nie o to chodzi. Mamo duchy to się mnie boją, a nie ja ich, chodzi o to ,ze wynudzę się za wszystkie czasy.
Mama popatrzyła na Klarę po czym zaczęły się ze mnie śmiać.
-Wytrzymasz-powiedziała Klara.
-Wytrzymam. ?! Nie zapominaj ,ze jestem tu przez ciebie.-rzekłam po czym wystawiłam jej język.
-Oj tam, oj tam
-O no nie wierze.! Przecież ty nienawidzisz jak ktoś tak mówi !
-Możesz uznać to za cud. Pierwszy i ostatni raz tak powiedziałam.
-Klara, podwieźć cię do domu. ?-Zapytała mama Klary.
-Nie dziękuję wrócę z moją mamą.
-A zapomniałam,że z nią tu przyjechałyście.
Mama skończyła dialog z Klarą po czym zwróciła się do mnie.
-Skarbie, muszę lecieć, twoje siostry same w domu to coś nie wyobrażalnego. -powiedziała po czym pocałowała mnie w czoło.
-No leć, leć..tylko szybko bo jak je znam to za niedługo nie będziesz miała do czego wracać. -zaśmiałam się.

-Trzymaj się..i żadnego uciekania.! Wpadnę jutro. -rzekła po czym otworzyła drzwi od sali i wyszła.
Uśmiechnęłam się sama do siebie po czym otworzyłam szafkę stojącą przy moim biurku. Widząc jej zawartość moje  oczy zaczęły się szklić z radości.Batoniki, żelki, owoce, picie i mała karteczka..! Wzięłam liścik do ręki i przeczytałam co na niej pisze.

[..."Mam nadzieje ,ze do jutra Ci wystarczy.
                                                        Mama...
"]

-Co masz.? -zapytała Klara.
-Sama zobacz.
-Mhhmm..pychaa., mogę.?
-Nie, to moje.-powiedziałam z uśmiechem
-Dzięki.-powiedziała po czym wzięła jednego z batoników.
Zaczęłam się śmiać po czym z oburzeniem i z pełną buzią ,jak gdyby nigdy nic zadała swe pytanie.
-No co. ?
-Hahaha..nic..tylko hahaha..-nie mogłam przestać się śmiać..-Tylko się poplułaś Ciołku.!
Klara spuściła swój wzrok i dokładnie zaczęła przyglądać się swojej koszulce.
-Ee tam spierze się.
-Uwielbiam Cie !- powiedziałam do niej.
-No a jak inaczej.-powiedziała kończąc jeść batonika.
-No wiesz liczyłam ja jakieś."ja ciebie też" lub" ja cię bardziej" -powiedziałam z oburzeniem.
-Ymm..no to Ja ciebie bardziej..bo tymi przynajmniej nie rozwalasz głowy dla zabawy.-rzekła spuszczając głowę.
-A ty dalej swoje. Poboli, poboli i przestanie.
Nagle do sali weszła mama Klary
-Zbieraj się, czekam w samochodzie.
-Już lecę.-odpowiedziała.
Pani Ewa obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.

-Muszę spadać.-powiedziała z smutkiem.
-No wiem, słyszałam. Jakoś dam radę.-odpowiedziałam-Ale jutro się widzimy, tak. ?
-Oczywiście.-dała mi buziaka w policzek.  - Paa.
-Narazicho .
Uśmiechnęła się i wybiegła z sali.

-No to zostaliśmy tylko my.-powiedziałam sama do siebie odpalając GrubSona.
Dochodziła 23, a ja z powodu bólu głowy nijak nie mogłam zasnąć. Wstałam ubrałam na dużą fioletową koszulkę szarą bluzę i w krótkich turkusowych spodenkach przemierzałam szpitalne korytarze. Mogłam niemal przejrzeć się w zielonkawych płytkach, a świecące się niektóre lampy dawały mi wrażenie jakbym grała w jakimś horrorze. Dreszcze zaczęły przeszywać moje ciało. Miałam wrażenie ,że ktoś za mną idzie, że mi się przygląda. Cały czas słyszałam jakiś szelest. "To tylko moja wyobraźnia, to tylko moja wyobraźnia."-powtarzałam sobie w duchu. Postanowiłam wrócić do pokoju. Wracając ,zobaczyłam ,ze na krzesłach przed moją salą ktoś siedzi. Przestraszyłam się, ale postanowiłam ruszyć przed siebie. Z każdym kolejnym krokiem do przodu,serce biło mi szybciej i szybciej. Miałam wrażenie ,że jak stanę na przeciwko tej postaci to moja pikawa wyskoczy mi z płuc. Wzięłam głęboki oddech, włączyłam latarkę w telefonie i starałam się skierować strumień światła na nieznajomą postać.



___________________________________________________________________
Siema.
Pisanie tego rozdziału zajęło mi strasznie dużo czasu. Przez niego przeżyłam moment
zawahania. Post dodawał się dwa razy, zmieniała się czcionka aż w końcu się usuną.
Zwariować można. Wnerw był niezły. Chciałam usunąć bloga na dobre.
Kursor wędrował już po opcji" usuń bloga." ,ale jednak mam za mało odwagi.
Nie mogę usunąć czegoś, nad czym tyle pracowałam.Za dużo emocji tu wlałam.
Nie zagnę się przez jedną głupią notkę.O  nie.!
Jeszcze trochę się po męczę, Stwierdziłam ,ze warto. Warto dla tych 7 osób którzy to czytają.
Warto dla samej siebie.
Narazicho.
(Dziękuję Dżina.że pomogłaś mi to zrozumieć. :*)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Świetnee ! Reszte przeczytam potem bo niestety musze iść do kościoła . ;o